W drodze.

Szedłem niespiesznie, omijając psie odchody i potłuczone butelki, szedłem nie przejmując się nienawistnymi spojrzeniami i pohukiwaniami rzucanymi z ciemnych bram, szedłem patrząc pod nogi, z jedną ręką w kieszeni, drugą trzymając papierosa, którego co kilka kroków wkładałem do ust. Szedłem nie oglądając się za siebie, ani nie patrząc w przód, bez celu – równie dobrze mógłbym nie iść.
Ilość mijanych bram, psich odchodów i potłuczonych butelek malała z każdym krokiem, z oddali widać było już blask latarni, których tutaj ktoś zapomniał podłączyć do prądu.
Nienawistne spojrzenia i pohukiwania stały się teraz nic nie znaczącym pomrukiem.
Szedłem teraz w zupełnej ciszy, licząc w myślach kroki: raz, dwa, trzy… raz, dwa, trzy,
cztery…:
– Cześć, daj fajka;
W miejscu zatrzymał mnie kobiecy głos, pewny siebie, nieznoszący sprzeciwu, skłaniający do uległości. Odruchowo skierowałem się w stronę ciemnej bramy skąd głos dochodził, starałem się nadal liczyć kroki: raz, dwa, trzy…
Dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę, wysuwając ją lekko poza obręb cienia. Bez
słowa podałem jej papierosa, i wyciągnąłem zapalniczkę. Roziskrzona zapalniczka na chwilę oświetliła jej twarz: czerwone włosy, zielone oczy i usta zakrzywione w szyderczym grymasie.
– Dzięki.
Zaciągnęła się głęboko, a żar papierosa rzucił na jej twarz drugi migotliwy blask. Mrużyła oczy, próbując przeniknąć mnie na wskroś. Milczałem.
– Ładna noc – rzuciła.
Noc faktycznie była ładna, przebijający się przez chmury księżyc w pełni odbijał się od
zmoczonej jesiennym deszczem ulicy, w powietrzu unosił się zapach zgniłych liści i
kartonów.
– Spokojna – dodałem.
Dziewczyna milczała tylko chwilę:
– To się jeszcze okaże – odpowiedziała.
Nie zapytałem co miała na myśli, bałem się, że wciągnie mnie w rozmowę, której skutków nie potrafiłem przewidzieć. Chciałem się odwrócić i ruszyć przed siebie, ale mi nie pozwoliła.
– Gdzie idziesz?
– Przed siebie, bez celu.
– Idę z tobą – oznajmiła.
Szedłem obok niej w milczeniu, a ona nie przestawała mówić, szedłem nie oglądając się za siebie, ani nie patrząc w przód, szedłem pełen lęku, starając się liczyć kroki: raz, dwa, trzy, cztery… „to się jeszcze okaże”. Poczułem żar dopalającego się papierosa, zaciągnąłem się ostatni raz.

Uśpienie.

Zaglądając za zasłonę dzielącą sypialnię od salonu, Nudziarz spodziewał się ujrzeć kobietę wolną od wszelkich ograniczeń, wyswobodzoną spod wszelkiej kurateli, trwoniącą życie z radością i beztrosko. Spodziewał się ujrzeć kobietę, która swą postawą nawet przez sen zdradzać będzie nieposkromioną naturę. Nudziarz odchylał więc zasłonę ostrożnie, milimetr po milimetrze, starał się nie spowodować najmniejszego ruchu powietrza, który mógłby zbudzić śpiącą w drugim pokoju kobietę.

Wyobrażenia Nudziarza wykroczyły poza racjonalne granice, siła idealizacji postaci znajdującej się w sąsiednim pokoju była wyraźniejsza niż rozsądek wyryty w jego płatach mózgowych, i chociaż zdawał sobie z tego sprawę, postanowił oddać się w pełni wyobrażonym obrazom.

Leżąca w sąsiednim pokoju kobieta ukryta była prawie całkowicie w ciemności, jej postać lekko muskana była przez blask latarni przenikający przez wiszące na oknie zasłony. Ta odrobina światła pozwalała Nudziarzowi przebiec wzrokiem po ciele kobiety od głowy do stóp. Jej figlarnie zakrzywione usta, zdawały się poruszać przez sen cedząc niewybredne słowa do przypadkowego mężczyzny gwiżdżącego na jej widok – które niewątpliwie wycedziłaby pod adresem Nudziarza gdyby tylko dostrzegła jego badawczy wzrok zza zasłony. Kobieta leżała na boku, jedną nogę wystawiając poza obręb przykrycia. Przylegające prześcieradło zdradzało każdy fragment jej ciała – kształt piersi, bioder i pośladków. Spojrzenie Nudziarza na dłużej zatrzymało się na biodrach kobiety. Podziwiał ich obłość, widoczną z oddali delikatność skóry i jasno beżowy kolor. W dłuższym spojrzeniu na kształt bioder ukryte było ewolucyjne pragnienie, nieposkromiona żądza przedłużenia gatunku ludzkiego.

Nudziarz musiał wrócić na ziemię, cofnąć się do swojego pokoju, musiał to zrobić, ale nie mógł ruszyć się z miejsca. Obawiał się, że choćby chwilowe stracenie kobiecej postaci z oczu zabierze mu ją na zawsze, że opuszczając zasłonę dzielącą oba pokoje zasłoni przepustkę do mistycznego świata, łączącego się jedynie w marzeniach sennych, lub tak fantasmagorycznych wizjach, jak ta, która miała miejsce obecnie. Nie mógł się wycofać, musiał tkwić w miejscu, w którym jest, i patrzeć – podziwiając – ciało bogini leżącej w ciemnym pokoju, oświetlonej migotliwym światłem latarni, wdzierającym się przez niedosłonięte okno, podziwiając ruchy ciała powodowane głębokim, sennym oddechem, i przeźrocza materiału częściowo odkrywające piękno tego ciała.

Niespokojny, odurzony pięknem umysł skowytał, uwięziony w ciele zatrzymanym w pułapce czasu i miejsca. Żądza i zniewolenie przejęło całkowitą władzę nad życiem Nudziarza. Jedno równało się drugiemu – żądza sprawiała coraz większe zniewolenie, a niewola potęgowała jego żądzę.

Warszawska noc.

Zaczęło się niewinnie, Nudziarz wszedł do wnętrza praskiego klubu, gdzie w sobotni wieczór przed deszczem chronili się warszawscy pijacy. W środku rozbrzmiewała taneczna muzyka, co niektórych wciągająca już od początku w wir utraty tchu. Kolorowe ciała wirowały w opętańczej ekstazie, nie zważając na smutną, deszczową noc, która żalem oblewała brukowane ulice.

Nudziarz niepewnym krokiem, oszołomiony gwarem panującym we wnętrzu niewielkiej speluny, przeciskał się do baru, walcząc o pozycję, która pozwoli mu nie czekać zbyt długo na swoje zamówienie.

[W sali obok muzyka nabierała coraz szybszego tempa, a wir kolorowych ciał zdawał się wprawiać w drżenie cały klub.]

Skórę Nudziarza przebiegł dreszcz gdy usłyszał głos dziewczyny zamawiającej kolejkę kolorowej wódki dla sporej grupy ludzi stojącej na skraju lady barowej. Zajęło mu chwilę przypisanie głosu do postaci wypowiadającej słowa z charakterystycznym przeciągnięciem, spoglądał nerwowo, kim jest dziewczyna, która gromadzi wokół siebie tylu wywrotowców, i w ułamku chwili dostrzegł, niepozorną, niewielkiego wzrostu dziewczynę o włosach koloru ognia, i oczach zielonych bardziej niż kolor nadziei. Otaczająca ją grupa ludzi hermetycznie zacieśniała krąg nie do przebicia się w jego wnętrze. Nudziarz rzucił przelotne spojrzenie na prowodyrkę zamieszania na skraju baru i z butelką za zimnego piwa ruszył w stronę tanecznej Sali.

Zimna butelka raziła rękę Nudziarza i odciągała jego uwagę od gorących dźwięków wypełniających boczną salę klubu. Nudziarz ulokował się w samym jej rogu, skąd miał szeroki ogląd tańczących w niej ludzi. Ekstatyczny taniec gęstniał z każdą minutą, a w głowie Nudziarza rozpoczął się taniec neuronów. Wlewany alkohol do jego krwioobiegu zaczynał właśnie zmieniać stan jego świadomości. Nudziarz uznał, że tempo zmiany jest zbyt małe. Opróżnił butelkę piwa możliwie najszybciej, na ile tylko pozwalała mu zbyt niska temperatura płynu i raz jeszcze poszedł do baru, tym razem z zamiarem wypicia kilku kolejek wódki, żeby przyspieszyć zmianę nastroju, i po cichu licząc, że spotka przy barze czerwono włosą dziewczynę, i że tym razem nie będzie otoczona murem z ludzkich ciał.

Dziewczyna rzeczywiście stała przy barze, nadal jednak otaczał ją szczelny kordon nie do przejścia. Nudziarz stanął tuż obok, licząc, że znajdzie wyłom w strukturze, i uda mu się dostać do środka kręgu. Spoglądał teraz na dziewczynę z nieco bliższej odległości, znał ją, widywał ją już wcześniej. Dziewczyna przewijała się przez różne wydarzenia jego środowiska, zawsze jednak była gdzieś daleko od Nudziarza, niedostępna swoją charakterystycznością. Świadomość przynależności dziewczyny do środowiska wypełnionego silnymi osobowościami pozwalała Nudziarzowi jedynie przyglądać się z fascynacją dziewczynie, nie pozwalała mu jednak wykonać żadnego kroku zbliżającego do jej poznania. Nudziarz, chociaż otoczony tłumem, wypił samotnie dwie kolejki, i zamówił kolejne piwo. Wypity alkohol wprawił go w odpowiedni nastrój, mógł teraz rzucić się w wir wydarzeń, mógł teraz rozmawiać z całą rzeszą znajomych ludzi, którzy szczelnie wypełniali praską spelunę.

Na zewnątrz klubu mrok pokryty był deszczem, rozległy parking pełny był kałuż, w których odbijały się stare kamienice, chowające w swoich ciemnych podwórkach ból i cierpienie, kojone związkami chemicznymi najróżniejszego pochodzenia. Żadna zbłąkana dusza nie zagościła jednak w progach praskiego klubu, były tam tylko upadłe dusze warszawskich hipsterów i hedonistów ze wszystkich stron miasta, młodzi i starzy, ładni i brzydcy, wypomadowani i niechlujni, dopasowani i wykolejeńcy, cała plejada ludzkich charakterów.

Nudziarz rozpoczął szaleńczy taniec, zostawiając na zewnątrz wszystko co go obciążało, co wiło się w jego trzewiach. Przekraczając próg klubu włożył maskę, która ściśle przylegała do jego twarzy, nie dając odkryć nawet fragmentu wewnętrznego gruzowiska, jakie istniało w jego głowie w wyniku farmakoterapii i długich miesięcy z czarnymi myślami i brakiem snu. Im bardziej oddawał się szaleńczemu tańcowi, tym dalej znajdował się od tego co działo się w jego środku. A, że działo się wiele, to i noc tego dnia była bardziej szalona niż inne. Wirując na parkiecie Nudziarz nie zwracał uwagi nie tylko na to co rozgrywało się w jego wnętrzu, ale był też mało zainteresowany światem zewnętrznym – ten był dla niego tylko sceną, na której mógł odgrywać swój obecny spektakl, który nosił tytuł: „Zatracenie”.

Oddając się w pełni swojej roli Nudziarz nie dostrzegł kiedy wśród osób, które wydeptywały parkiet znalazła się czerwono włosa dziewczyna, która na początku wieczoru przykuła jego uwagę przy barze. Pląsała teraz radośnie w takt muzyki, nie dostrzegając świata zewnętrznego, tak jak i Nudziarz go nie dostrzegał, odgrywając swój spektakl zagłębiała się w swoim wnętrzu ekspresyjnie uwalniając tylko to, co miała ochotę obnażyć przed światem, a to co najcenniejsze zostawić na wieki w środku, dostrzegalne tylko dla niej. [Wpuść mnie do swego domu] – Nudziarz zawiesił na niej dłuższe spojrzenie, które przedstawiło dziewczynę jego zmysłom w pełnej krasie. Czerwone włosy, zielone oczy, uszminkowane i zadziorne usta. Rytmicznie poruszane biodra hipnotyzowały Nudziarza, jak hipnotyzuje swoje ofiary królewska kobra. Nie mógł się oprzeć jej pięknu, a ona poczuła na sobie jego głodne piękna spojrzenie, i wyrwała się z transycznego wiru, na chwilę otwierając oczy, po to by sprawdzić czyje spojrzenie tak łapczywie muska jej ciało, czyje spojrzenie jest jednocześnie nieśmiałe i stanowcze, łaknące czuć każdy centymetr jej ciała, pytając jednocześnie czy może to robić.

Nudziarz patrzył teraz w jej oczy; zielone, przenikliwe, mądre, widzące wszystkie obrzydliwości tego świata, chowające za mgłą – zmętniałą, lecz ciągle żywą przeszłość, w oczy pełne nadziei, że przyszłość jeszcze nadejdzie, że to co było jest za nią, a to co jest teraz jest pauzą – stanem zawieszenia, w próżni czyśćca, w którym czeka na wezwanie, od tego, który dopiero miał nadejść, a może jest nim.

Pełna niepokoju znanemu tylko sobie, zastanawiając się czy Nudziarz jest wart jej zainteresowania, czy przeżyć ten wieczór bardziej niż inne, czy dać się ponieść szaleństwu, i otworzyć się raz jeszcze na niewiadome. Przebiegła w myślach przez wszystkie lata, kiedy takie wieczory jak ten, chociaż pełne były ludzi, powodowały w niej samotność trudną do zagłuszenia. Nie wiedziała czy on będzie umiał ją wyrwać z szaleńczego tańca ze śmiercią, ale była gotowa to sprawdzić.

Spojrzeniem zaprosiła Nudziarza do siebie, teraz już patrzyła na niego gotowa na kolejną próbę. Przyciągnęła go wzrokiem z drugiego końca sali. Muzyka, to zwalniała, to przyspieszała, a ich tętna zaczynały się dostrajać do siebie nawzajem, tanecznym krokiem oboje zaczęli odchodzić na bok kręgu tańczących, zwalniając oddech Nudziarz dostrajał kolejny element swojego jestestwa z czerwono włosą dziewczyną, ona doskonale wyczuwając rytm słyszanej muzyki dostrajała swoje kroki do jego kroków, by po chwili tańczyć wspólnym, nowopowstałym tanecznym krokiem.

Nudziarz poczuł w jej wzroku wezwanie do wyrwania się z szaleństwa samotności, do przejścia w szaleństwo wspólności, poczuł, że czerwono włosa dziewczyna daje im szansę wejść w świat, który znali tylko z opowieści, ale mogący być dla nich ożywczym światem, bez wszechobecnej nędzy i zgnilizny.

Ukojenie.

Nudziarz nie przewidział, że relaksacyjna muzyka na pierwszym piętrze Szpitala Zachodniego, może być preludium do mrożących krew w żyłach wydarzeń. Odcięte od dźwięków zewnętrznych skrzydło szpitala otulające ciepłymi barwami, i kojące muzyką, uspokoiło Nudziarza do tego stopnia, że mógł usiąść na ustawionych pod ścianą krzesłach i przestać unikać spojrzeń innych ludzi. Przebrnął z trudem przez dwie rejestrację, gdzie wyszeptał niemalże w jakiej sprawie zjawił się tego dnia w szpitalu. Smakowicie zaokrąglona młoda dziewczyna, zdająca się być świeżo po urlopie, sądząc po kolorze jej skóry, żwawo powiedziała, że w tej rejestracji nie uzyska informacji. Kilka minut w gorącej poczekalni z numerkiem w ręku okazało się zbędne. Wyjaśniła cierpliwie, że rejestracja do poradni psychiatrycznej jest oddzielną rejestracją i znajduje się na pierwszym piętrze. Nudziarz już zaczynał pouczać rejestratorkę, że powinna być informacja na ten temat wywieszona gdzieś w widocznym miejscu, jednak kątem oka dostrzegł wielką tablicę informacyjną, na której nie znajdował się psychiatra. Udał się więc na pierwsze piętro do rejestracji oddzielnej, jak to ujęła rejestratorka z parteru. Na pierwszym piętrze w drugiej, oddzielnej rejestracji Nudziarz pobrał kolejny numerek i pokornie czekał na swoją kolej. Kiedy wyświetlacz obwieścił jego kolej Nudziarz przecisnął się przez parę ludzi, stojących tuż przy okienku, wyraźnie próbujących dostać się poza kolejnością do rejestracji, i wydukał, że o 12:00 ma wizytę u psychiatry. Pani, już nieco starsza z uśmiechem powiedziała mu, że to nie jest rejestracja do poradni psychiatrycznej, że ta, znajduje się w połowie korytarza, i że jest to oddzielna rejestracja. Nudziarz rozbawiony całą sytuacją rzuca prześmiewcze zdanie, które miało rozładować jego napięcie, że to będzie już trzecia rejestracja jaką zaliczy. Nudziarz z uwagą podążał wskazaną przez drugą rejestratorkę drogę, tak by już teraz na pewno trafić w odpowiednie miejsce. W połowie korytarza, jak powiedziała pani nieco starsza Nudziarz znalazł poradnię zdrowia psychicznego. Otworzył zaciemnione drzwi i wszedł do innego świata.
Zmianę atmosfery dało się odczuć natychmiast po przekroczeniu progu. Muzyka relaksacyjna, rozłożone ulotki o oswajaniu rodziny z psychicznie chorymi, i dziwnie wyglądający ludzie, patrzący na siebie nieufnie, jakby próbowali się nawzajem analizować, jakby może byli zdziwieni nawzajem swoim wyglądem, że tylko niektórzy z nich są świrami bez cienia wątpliwości. Nudziarz w oka mgnieniu uświadomił sobie, że sam analizuje wszystkie panie czekające w kolejce – czemu tylko kobiety? Mężczyźni są zbyt dumni przyznać się przed sobą, a zwłaszcza przed innymi, że są chorzy psychicznie? Nudziarz pyta czekające panie, czy ktoś jest w rejestracji, tej upragnionej oddzielnej. Otrzymuje od zdającej się wycierać łzy pani, wyglądającej na matkę, że jest jedna osoba. Nudziarz usiadł zatem na krześle i zaczął przyglądać się otoczeniu. Ciepły kolor ścian, pomieszczenie odcięte od bodźców, zamknięte z obu stron, na stolikach ulotki informujące, że choroba psychiczna to choroba jak każda inna – zaakceptuj swojego psychola – głosić mógł tytuł. Nudziarz dla zabicia czasu zajrzał do jej środka. Opasłe opisy dwóch chorób, które zrobiły na Nudziarzu tak nikłe wrażenie, że nawet nie trudził się zapamiętać o czym owa ulotka traktowała. Spojrzał na okładkę z psychodelicznym wzorem, a potem instynktownie na wydawcę, sprawdzając czy przypadkiem z jego podatków to gówno nie zostało wydane. Cały nakład nadawał się do śmieci, nic co mogłoby komukolwiek pomóc z oswojeniem domowego psychopaty w ulotce się nie znajdowało.
W międzyczasie pokój rejestracyjny opuścił pacjent wyglądającego na opóźnionego w rozwoju. Na oko jakieś 20 lat, a pod nosem i na twarzy meszek nastolatka. Zapłakana mama udaje się w jego kierunku, Nudziarz minął niedorozwiniętego chłopaka, jakich często mijał na korytarzach szkoły z oddziałami specjalnymi i ukojony muzyką wstąpił do pokoju gdzie powitali go pan i pani przy biurku, do którego prostopadle ustawione było krzesło. Widok przypominał ustawienie mebli w znajdującym się po sąsiedzku urzędzie pracy, który Nudziarz swego czasu regularnie odwiedzał. Krzesło zniechęciło Nudziarza i zatrzymało go w miejscu. Z wycofanej pozycji wybełkotał swoje dane i godzinę wizyty. Pani rejestratorka wyczuła jego wycofanie i gestem oraz słowem zachęciła do zajęcia tego, jak się zdawało gorącego krzesła. Z ociąganiem Nudziarz usiadł obok pani rejestratorki, pan siedzący obok zdążył opuścić pokój zostawiając ich samych. Ciepłym głosem nie pasującym do fizjonomii pani poprosiła Nudziarza o dowód osobisty, oraz zadała pytanie kluczowe dla dalszego przebiegu sytuacji.
Po otrzymaniu od Nudziarza dowodu osobistego, pani zapytała czy adres, który widzi w systemie jest aktualny – nie był, o czym Nudziarz z nieukrywaną satysfakcją poinformował panią rejestratorkę. Należało go zaktualizować, jak dowiedział się Nudziarz. Procedura standardowa, nic nadzwyczajnego, korespondencja potencjalna, warto by wysyłana była w odpowiednie miejsce. Pani poprosiła o kod pocztowy, co spowodowało mały atak paniki u Nudziarza. Zapadła cisza, jakby pytanie było za milion dolarów, a nie było przecież, zwykłe standardowe pytanie, które Nudziarz zadaje dziennie tysiące razy weryfikując klientów na infolinii. Otóż dla Nudziarza pytanie było zbyt skomplikowane, mieszkał pod nowym adresem od pół roku, ale nigdzie nie musiał go jeszcze podawać. Zaczął strzelać kodami, wymienił trzy, po czym stwierdził, że nie ma sensu strzelać i przyznał się pani, że nie pamięta. Jej reakcja była bardziej zaskakująca niż pytanie. Pani energicznie przesunęła w stronę Nudziarza dowód osobisty oznajmiając mu, że wizyta się nie odbędzie, że skoro nie pamięta adresu, to jej bardzo przykro, ale nie jest możliwe wprowadzenie danych do systemu. Czas Nudziarza zatrzymał się na ułamek sekundy, dając jego mózgowi czas na przetworzenie tych informacji. Neurony z prędkością światła przekazywały dane, i jego myśli zaczęły tworzyć się w pełne zdania, które w niekontrolowany sposób wydostały się przez jamę ustną na zewnątrz. „Jak to? Czy wie pani, że czekam na tę wizytę od ponad dwóch miesięcy? A pani mi mówi że nie mogę odbyć wizyty, bo nie pamiętam adresu?”; „Poprosił mnie pan o aktualizację adresu” – opanowana rejestratorka odpowiada bez mrugnięcia okiem ciepłym głosem. – „Poprosiłem owszem, ale okazało się, że go nie pamiętam. Nie może pani sprawdzić w internecie jaki jest kod pocztowy? Ulicę znam.”; „Proszę pana, na zewnątrz czekają pozostali pacjenci, jeśli pan chce niech pan wyjdzie, ustali adres i wróci”; „Dobrze to ja nie chcę już zmieniać adresu”; „Mówił pan, że chce to zrobić”; „Zmieniłem zdanie. Nie ma już chyba obowiązku meldunkowego prawda? W takim razie proszę zostawić stary adres”. „Dobrze, zostawiamy adres, pod którym pan już nie mieszka”. W czasie gdy pani rejestratorka wpisywała dane do karty pacjenta, Nudziarz nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Poczuł jak po plecach spływa mu pot, przetarł czoło ręką, okazało się, że też jest całe mokre. Czy ta pani ma wykształcenie psychologiczne, czy znalazła się tu przypadkiem? Cóż za brak empatii – myślał Nudziarz. Chwilę później uświadomił sobie, że za minutę wejdzie do gabinetu psychiatry, a jest wyprowadzony z równowagi, musiał odbyć walkę o utrzymanie wizyty, a powodem był głupi adres. Nudziarz nie mógł oderwać się od myśli, że ta wizyta jest już stracona, że jest ustawiona ze złej strony, że bez sensu jest wchodzenie do gabinetu psychiatry, który ma zajrzeć do jego głowy, będąc naładowanym negatywnymi emocjami. Pani rejestratorka chwilę później, nadal ciepłym głosem z twarzą upiora wręczyła Nudziarzowi jego kartę pacjenta i wyjaśniła gdzie ma się udać.
Nudziarz wyszedł oniemiały z rejestracji, omiótł wzrokiem czekające w poczekalni kobiety – inne niż przedtem i usiadł pod gabinetem doktora. Kojąca muzyka i ciepły kolor ścian nadawały tej sytuacji jeszcze bardziej groteskowego charakteru. Próbował się nieco uspokoić, jednak czasu okazało się zbyt mało żeby w pełni uspokoić myśli. Drzwi gabinetu otwarły się i gabinet czekał teraz na Nudziarza.
We wnętrzu gabinetu wyglądającego jak zwykły gabinet lekarski, za biurkiem siedział gruby, niedbale ubrany mężczyzna – ten sam, którego Nudziarz kilka minut wcześniej widział w rejestracji. Po chwili niepewności i krępującej ciszy Nudziarz usłyszał klasyczne pytanie: „z czym Pan do mnie przychodzi?”. Jeszcze niespokojny, rozpamiętujący przejścia z rejestratorką, Nudziarz przemówił roszczeniowym tonem: „potrzebuję zaświadczenia, że jestem zdrowy psychicznie”. Gruby doktor psychiatrii obruszył się na swoim fotelu i zdejmując okulary spojrzał na Nudziarza. Przyglądał się mu chwilę, próbując zrozumieć jego intencje, po czym założył ręce na klatce piersiowej i pouczającym głosem zaczął przyprowadzać Nudziarza do porządku. Nudziarz usłyszał z ust lekarza, że jego oczekiwania są niedorzeczne, że nie można tak po prostu wejść do gabinetu psychiatrycznego i poprosić o jakieś zaświadczenie. Po moralizatorskim wykładzie psychiatra poprosił Nudziarza o powody jego oczekiwań, i ten wyjaśnił mu, że takie zaświadczenie potrzebne jest mu do kliniki bezsenności, co spowodowało kolejny wykład na temat etyki – tym razem etyki pracowników owej kliniki. Nudziarz słuchając wywodu lekarza uprzytomnił sobie, że jego postawa od samego początku wizyty w szpitalu jest mocno konfrontacyjna, że przebiega ona nie w taki sposób, jak powinna. Reakcje Nudziarza na proste pytania powodowały u niego tego dnia wzrost agresji. To nie było naturalnym zachowaniem Nudziarza. Kiedy już udało się obu panom dojść do jako takiego porozumienia lekarz przeszedł do diagnozowania Nudziarza. Jako takie porozumienie wyglądało tak, że psychiatra zadawał Nudziarzowi pytania, a Nudziarz na nie odpowiadał. Ich wzajemna relacja opierała się jedynie na kontakcie werbalnym – pytanie – odpowiedź. Wszystko to nadal irytowało Nudziarza, w pewnym momencie zaczął kłamać, nie odpowiadał na pytania w pełni. Uznał, że to nie ma większego znaczenia. Pytania wrażliwe o ojca, o alkohol, narkotyki, o stany lękowe lekarz zadawał jakby pytał go jakie kwiatki posadził w tym roku na balkonie. Doktor zadał pytanie, jak często się Nudziarz upija, ale nie zapytał dlaczego. Naturalnym było, że w pewnym momencie Nudziarz uznał, że będzie odpowiadał zdawkowo.
Po wywiadzie, podczas, którego gruby doktor zapisał dwie strony w karcie pacjenta, lekarz wyszedł na dłuższą chwilę zostawiając Nudziarza w gabinecie samego. Nudziarz wykorzystał ten czas na wytarcie z siebie litrów potu, które oblepiły jego ciało w wyniku tej niekomfortowej sytuacji. Lekarz nie wracał dłuższą chwilę, co Nudziarza skłoniło do rozmyślania nad planem ucieczki – jego ulubioną reakcją na zagrożenie. Chwilę myślał nad tym, żeby po prostu, jak gdyby nigdy nic wyjść z gabinetu, zabrać swoją kartę pacjenta – którą psychiatra zostawił na biurku i uciec jak najdalej by mógł. Nie zrobił tego jednak, powstrzymał naturalny instynkt, uświadamiając sobie nieodległość celu jakim jest wyleczenie się z bezsenności.
Psychiatra wrócił do gabinetu z grubym plikiem papierów z nadrukowanymi kwadracikami do zaznaczania. Nudziarz uświadomił sobie, że są to pewnie objawy jakichś chorób, które w zależności od ilości zaznaczonych kwadracików pacjent posiada lub nie. I doktor przeszedł do swojej wcześniejszej praktyki, tym razem odczytując hasła z kartki. Wycofany Nudziarz, jakby obawiając się, że z listy objawów może wyniknąć coś złego, zaczął kombinować z odpowiedziami, próbując tak je przedstawić, aby lekarz nie mógł zawinąć go za chwilę w kaftan i zaprowadzić do oddziału zamkniętego. Całość trwała raptem chwilę, kilka pytań, kilka ptaszków zaznaczonych na liście i kilka kolejnych wpisów do karty. Żadnych doprecyzowań poruszanych treści lekarz nie potrzebował. Zatem niuansowanie jest mu obce, a dla Nudziarza, każda poruszana kwestia wymagała doprecyzowania. Cóż pomyślał Nudziarz, w końcu pan doktor utrzymywany jest jedynie z podatków, nikt nie płaci mu 120 złotych za gadanie z pacjentami.
Kiedy karta była wypełniona, doktor niespodziewanie wstał z fotela i poprosił żeby Nudziarz poszedł razem z nim. Zdezorientowany Nudziarz wstał i gonił psychiatrę, który pomimo tuszy zdążył już wyjść na korytarz. Psychiatra zaprowadził Nudziarza z powrotem do rejestracji, gdzie położył przed panią rejestratorką – tą samą, która chciała odwołać wizytę Nudziarza, jego kartę, gdzie mimochodem udało się Nudziarzowi zobaczyć podkreślony napis – PILNE. Wstrząsnęło to Nudziarzem dogłębnie, usiadł na tym samym gorącym krześle co wcześniej nie mając pojęcia co się dzieje. Psychiatra poprosił panią rejestratorkę o wpis na wizytę u psychologa. Rejestratorka odpowiedziała, że najbliższy termin jest w październiku, co psychiatra szeptem zbił, naciskając aby znalazła termin w najbliższym tygodniu, jak pani psycholog wróci z urlopu. Po czym doktor wyszedł, nie mówiąc Nudziarzowi nawet do widzenia. Nudziarz poczuł się osamotniony, całkowicie bezbronny – co do cholery znaczy ten przyspieszony tryb? Pani rejestratorka zaczyna swoim nieznośnie ciepłym głosem, niepasującym do fizjonomii chwalić się, że znalazła mu termin na najbliższy tydzień, a czas oczekiwania na wizytę jest trzymiesięczny. Po czym zauważając, że Nudziarz zbladł – tak przynajmniej się czuł, jakby był blady jak ściana, rejestratorka zaczęła go uspokajać, że wszystko będzie dobrze, że wyleczą Nudziarza. Kurwa z czego mnie wyleczycie? – myślał Nudziarz. Teraz, po tych wszystkich przejściach, po tych wszystkich niewiadomych Nudziarz przestał być konfrontacyjny. Absurdalność całego wydarzenia, od samego jego początku, od przekroczenia drzwi szpitala, spowodowała u Nudziarza letarg, bezwład. Miał milion pytań, których nie potrafił zadać. Patrzył tylko tępym wzrokiem na ten fragment jego karty gdzie widniało słowo: PILNE. Wziął od rejestratorki skierowanie na wizytę, wysłuchał jeszcze pouczenia o niespóźnianiu się na wizytę, po czym wstał i wyszedł. Tuż za drzwiami rejestracji zatrzymał się na chwilę. Spojrzał na czekających w poczekalni pacjentów – same kobiety i zaczął zastanawiać się czy to już wszystko. Czy może powinien wrócić do gabinetu psychiatry? Dotarły do niego dźwięki kojącej muzyki i, jak najszybciej postanowił opuścić to miejsce.
Za drzwiami poradni psychiatrycznej Nudziarz przystanął, musiał uspokoić głowę, ułożyć sobie to wszystko co się wydarzyło. Oparł się o parapet i złapał kilka głębokich oddechów. Nudziarz nie wiedział co się przed chwilą wydarzyło. Mieszanka zdenerwowania jego potraktowaniem, i strachu wywołanego niewiadomą. Cały czas przed oczami miał ten cholerny napis. Nudziarz wyszedł szybko przed szpital wyciągnął papierosa i w drodze na pociąg próbował zrozumieć przebieg tej wizyty i przewidzieć jej konsekwencje.

Wszystkie skutki uboczne.

Nudziarz od kilkunastu dni wiernie stosuje się do recepty jaką przepisał mu dr Buniek. Wiernie o tyle, o ile był w stanie okiełznać swoją narkomańską mentalność. Toteż czasami zamiast 7 mg, zażywał 14 mg, czasem też chociaż ulotka tego zabraniała łykał malutką tabletkę popijąc wódką. Jednak więszkość czasu Nudziarz stosował się literalnie do zaleceń lekarza. Dr Buniek już na wstępie powiedział mu, że leczenie jest doraźne, że nie będzie się czuł po tych proszkach dobrze, że może prześpi noc, a może nie. Dodał, też, że można je brać tylko przez 14 dni, po dłuższym zażywaniu uzależniają psychicznie i fizycznie. Nudziarz słuchał doktora z ogromnym niedowierzaniem. Przecież pan Buniek doskonale wie, że sięgnięcie po proszki było dla niego ostatnią deską ratunku, że unikał ich dopóki mógł, a skoro sam teraz o nie prosi, to nie może być w dobrej formie. Cisnęło mu się na usta żeby mu powiedzieć: „Doktorze Buniek, przecież próbuje mnie pan leczyć od początku, zna mnie pan nie od dziś, i dobrze pan wie jaki mam stosunek do takich leków. Czemu wciska mi pan jakieś gówno?”. Ale nie powiedział mu tego, wysłuchał dr Buńka do końca, przyjął od niego receptę i wyszedł z gabinetu.
Apteka znajdowała się tuż za rogiem, niecałe 5 minut od przychodni. Drogę, którą Nudziarz miał do pokonania, wykorzystał na wpojenie sobie, że przyjmowanie tych leków jest dobrym wyjściem, że jest ostateczne, i jak nie pomoże w ciągu kilku dni to je odstawi. W aptece unikał wzroku jego ulubionej aptekarki, tak żeby nie odkryła w jego oczach desperacji, tak żeby następnym razem kiedy pójdzie tam po plastry czy krem na stłuczenia, kojarzyła go wyłącznie ze sportowcem, za jakiego chciał w jej oczach uchodzić. Nudziarz przyjął od uroczej dziewczyny opakowanie leków, po czym szybko schował je do plecaka i wyszedł, rzucając tylko okiem na rozmiar pudełka i nazwę leku. Niewielkie pudełeczko z ciepło brzmiącą nazwą „dobrosen”. Zachęcające pomyślał Nudziarz, i resztę pozostałej do domu drogi rozmyślał, jak to fajnie będzie wreszcie przespać całą noc. Po powrocie do domu Nudziarz zrobił sobie kolejną tego dnia kawę, tak żeby choć odrobinę móc skupić myśli, i nie próbować nadrabiać straconej nocy drzemkami w środku dnia. W międzyczasie otworzył pudełko i wyciągnął z niego upakowaną do granic możliwości ulotkę. Nudziarz rozkładał kolejne zagięcia, rozkładał po kolei pierwsze, drugie, trzecie, czwarte zagięcie jakby rozkładał mapę polski. Zdumiał się rozmiarem ulotki, pierwszy znak ostrzegawaczy – pomyślał. Kiedy wreszcie uporał się z rozmiarem ulotki zaczął wyszukiwać najważniejsze dla niego informacje.
Dawkowanie znał – dr Buniek powiedział – nie więcej niż jedna tabletka 30 minut przed snem, więc to Nudziarz ominął. Przeszedł do skutków ubocznych, co okazało się, było główną treścią ulotki. To i informacje kiedy tabletek nie zażywać. Karmienie piersią – to Nudziarza nie dotyczyło, szukał dalej – kierowanie pojazdami mechanicznymi – czy rower jest pojazdem mechanicznym? No jest, czyli nie powinienem jeździć rowerem. Co to za życie bez roweru, kolejne wyrzeczenie, bo będę miał problemy ze skupieniem, będą mi drętwieć kończyny. Nie, z roweru nie zrezygnuje, poczucie wolności jest mi potrzebne jak tlen. Inne leki – nie stosuje, poza tymi na ból pleców, ale kto by się obawiał silnych prochów na bóle pleców w połączeniu z lekami na bezsenność. Z ulotki Nudziarz dowiaduje się, że dr Buniek, przepisał mu te leki bez zbadania przyczyn bezsenności, bez sprawdzenia ciśnienia, nie zapytał czy Nudziarz ma bezdech nocny, czy cierpi na depresję i czy bierze środki psychotropowe. Wszystko to skreśla ten lek z użycia. Chociażby podejrzenie depresji, malutki cień wątpliwości co do zdrowia psychicznego nie pozwala zażywać „dobrosnu”. Zatem dr Buniek nie jest rzetelny – dobrze, nie ma to znaczenia, sam się mogę przecież zdiagnozować – nie, depresja mnie nie dotyczy, czytam dalej.
Okazuje się, że lek na bezsenność, może powodować – bezsenność. To Nudziarza zaskoczyło, przecież miało mu się poprawić, myślał, że to będzie, jak z antybiotykiem, że będzie brał mikro pastylki przez tydzień i mu przejdzie, zabiją wirusa, bakterię bezsenności. Otóż ulotka mówiła inaczej. Po przerwaniu stosowania leku może wystąpić bezsenność z odbicia – bardzo ładna nazwa. Nudziarz nie chciał się odbijać od niczego, co najwyżej od pośladków dziewczyny o solidnych kształtach. Cóż, skoro już teraz mam bezsenność, to co za różnica, czy później będę miał tę z odbicia, żadnego znaczenia. Utrata pamięci krótkotrwałej – to też już mam w posiadaniu – wizyta w kuchni często kończy się tylko na obejrzeniu kafelków, a ze sklepu wracam bez mleka, po które jechałem. Niech będzie i to. Nudziarz zatrzymuje się na punkcie dotyczącym reakcji psychicznych i paradoksalnych – tytuł wyśmienity, zapowiada się ciekawa lektura. Niepokój, pobudzenie, drażliwość, agresja, fałszywe przekonania (urojenia), napady wściekłości, koszmary senne, widzenie, słyszenie lub odczuwanie rzeczy, które nie istnieją (halucynacje), ciężkie zaburzenia psychiczne, charakteryzujące się zaburzeniami osobowości i utratą kontaktu z rzeczywistością (psychozy), nieodpowiednie zachowania, inne zaburzenia zachowania… Co to jest za lek?! – myśli Nudziarz. Teraz dopadły go poważne wątpliwości. Nieodpowiednie zachowania? Co to do cholery znaczy? Będę biegał nago, srał w gacie, czy obmacywał staruszki? Żadnej gwiazdki, która tłumaczyłaby to enigmatyczne zagadnienie.
Nudziarz zaczyna żałować, że wziął się za czytanie tej ulotki, a jest dopiero w połowie, jest przy środkach ostrożności i ostrzeżeniach, do skutków ubocznych zostało mu jeszcze kilka punktów. Nudziarz analizował ulotkę dalej, punkt po punkcie, zdanie po zdaniu. Zrozumiał, że zażywając tabletki może być z nim gorzej niżby próbował walczyć z bezsennością za pomocą ciepłego kakao. Przejął się przeczytaną treścią, nie mogło być inaczej. Chociaż jest chory, bez wątpienia, nie mógł przejść obojętnie obok tego co przeczytał, i co może go czekać.
Nudziarz zażywał lek przez tydzień w sterylnych warunkach – bez obaw, że zaśpi do pracy. Dr Buniek dał mu zwolnienie z pracy. Kolejny jednak tydzień środowisko się zmieniło. Nudziarz musiał zażywać leki w czasie rzeczywistym, musiał po zażyciu leku wstać rano i funkcjonować tak, jak wymaga od niego społeczeństwo. Wyzwanie przerastające jego tygodniowe badanie leku. Nie widział po tygodniu żadnych efektów pozytywnych. Spełniało się za to, to co wyczytał z ulotki. Silne poczucie dezorientacji tuż po przebudzeniu – pytania gdzie jestem i kim jestem były codziennością. Spojrzenia w lustro frustrowały bardziej niż zwykle. Zapadnięte, opuchnięte i sine oczy. Bałagan w głowie, jakby ktoś wyrzucił w nim kilka ton gruzu. A to wszystko tylko po to żeby sprawdzić czy leki nasenne coś mu dadzą. Tydzień w sterylnym środowisku nie dał Nudziarzowi odpowiedzi na żadne pytanie. Dowiedział się jedynie, że lekko nie będzie kiedy wróci do pracy.
Drugi tydzień, czyli ostatni możliwy do jakiejkolwiek zmiany, był tylko gorszy. Codzienne dwugodzinne spóźnienia do pracy – dobrosen poza tym, że nie powodował snu, odbierał Nudziarzowi zdolność do wykonywania obowiąków, a dodatkiem było poczucie bezradności. Skoro medykamenty nie pomagają, to co może pomóc? Nudziarz odczuwał całkowity brak kontroli nad swoim życiem. Czy widział rzeczy, których inni nie widzieli? Bał się zapytać grupy czy na ekranie rzutnika widzą kolorowe kwadraciki, pewnie piksele – co jeśli widział je tylko on. Upuszczona butelka wody – przypadkowe zdarzenie wywoływało u niego furię. Niestosowne zachowanie – bieganie z gołym fiutem po podwórku – to chyba się klasyfikuje. Czy ktoś to widział? Tego Nudziarz nie wie. Dzisiaj, kiedy Nudziarz wychodzi na podwórko, nerwowo sprawdza czy możliwe jest, żeby pozornie szczęśliwa rodzinka z naprzeciwka widziała oświetlonego rumaka, którym machał jak szalony jednej z poprzednich nocy. To nie jest istone w gruncie rzeczy, ważniejsze jest to, że zdarza się kolejna przepowiednia ulotki. Kolejnym skutkiem ubczonym jest poczucie odrealnienia, odczuwalne od samego poczatku kuracji. Wszystko co się dzieję w życiu Nudziarza, wydaje się dziać obok. Nudziarz czuje się jakby wklejony do otoczenia, które nie jest przygotowane na istnienie jego postaci. Zamknięty w boksie, ze słuchawkami na uszach, otoczony monitorami i dźwiękami trajkoczących ludzi. Gwar, szmer i dźwię klimatyzacji wprowadzają Nudziarza w trans, który nie ustaje w trakcie rozmów z klientami. Są tylko dodatkiem do halucynogennego stanu. Odblokowanie, zablokowanie, zastrzeżenie i aktywacja, a wszystko kończone przez propozycję. I tak w kółko przez osiem godzin. Potem pociąg jeden, drugi i letarg. I to wszystko wcześniej odczuwane, potęgowane jest przez skutki uboczne niemagicznego leku na bezsenność. Skończony eksperyment, w którym Nudziarz uczestniczył, przyniósł więcej szkód niż pożytku. Gorszy sen, gorsze samopoczucie, gorsze relacje z ludźmi. Uwydatnione wcześniejsze zaburzenia i kolejne wyrzuty sumienia.
Minęły trzy tygodnie od pierwszej tabletki. Siedem dni temu Nudziarz przestał zażywać lek. Bezsenność nie zniknęła, a zbliżająca się noc nadal powoduje u niego strach. Jedynym pozytywnym skutkiem zażywania „dobrosnu” jest pogodzenie się z losem. Kolejne jednodniowe zwolnienie z pracy nie jest dla niego straszne. Wytrzymał cztery dni z poszatkowanym snem, a to jest w ostatnim czasie dużym sukcesem. Piąty dzień nie jest możliwy do przeżycia i Nudziarz z czystym sumieniem rezygnuje z funkcjonowania w społeczeństwie. Nie zastanawia się też, jak dalej będzie wyglądało jego życie z tą przypadłością, i tak nie ma na to wpływu. Nie zastanawia się już czy jego umowa zostanie przedłużona, czy relacje z najbliższymi ludźmi przetrwają. Dzięki dobrosnowi Nudziarz zyskał obojętność.

O koźle.

Rogaty kozioł wyrywa Nudziarza ze snu, rycząc w okno jego tarasu tuż po północy. Będąc w transie Nudziarz podchodzi do okna, otwiera je i pyta patrząc prosto w oczy kozła – czego chcesz rogaczu? W odpowiedzi słyszy tylko parskanie, i widzi dumne błyszczące w ciemnościach oczy. Po coś przyszedł, bez wątpienia, musiał mieć powód żeby pojawić się właśnie tu i właśnie teraz. Tylko dlaczego wybrałeś koźle akurat tę noc, gdzie byłem tuż od celu, czemu obróciłeś w pył mój plan bycia dojrzałym człowiekiem. Żadnej przecież winy we mnie nie ma żebyś musiał karać właśnie mnie. A może jesteś mściwy, i człowiek jest dla ciebie wilkiem niezależnie od usposobienia, i dążysz do wykolejenia możliwie wielu losów ludzkich. Ale czy mogę cię winić za swoją krzywdę, kiedy twoim braciom i siostrom, moi bracia i siostry od wieków zadają ból? Jestem jednak ofiarą niewinną, wpisanym w straty cywilem w wojnie międzygatunkowej, odgrywającej się na polanach i w lasach.
Tam gdzie ty dotychczas miałeś schronienie i pożywienie, pojawiłem się ja, silniejszy, władający przedmiotami, które dla ciebie są magiczne, a ty masz tylko poroże, które nosisz z dumą, które jednak jest niewystarczające by mnie pokonać. Jestem tu koźle bo szukam schronienia, tak jak ty go szukasz. I twoja przestrzeń, dotychczas wolna od zagrożeń, przechodzi w moje ręce, i od dzisiaj tą częścią ziemi rządzić będę ja. Tylko zrozum koźle, nie chcę twojej zguby, jestem tu, bo indziej być nie mogę, znajdźmy więc przymierze. I uwierz mi nie jesteś mi obojętny, chociaż bym chciał. Teraz gdy wiatr łamie drzewa, błyskawice rozcinają niebo, a grzmoty ogłuszają hałasem, myślę o tobie, który leżysz gdzieś w zaroślach wyczekując końca nawałnicy, z głową wtuloną w szorstką sierść, ze spojrzeniem przepełnionym strachem, które wczoraj pełne dumy strach powodowało, kiedy ja z bezpiecznej kryjówki obserwuje spektakl natury. I myślę, że wczorajszej nocy mogłem dać ci schronienie, pomimo twojej mściwości mogłem podać ci ludzką dłoń, okazać miłosierdzie, którego dotąd nie zaznałeś z człowieka strony. Dałem ci jednak przerażenie, oskarżając cię o zło, które dzieje się przecież nie z twojej przyczyny.

Niczyja twarz.

Dusza nieuleczalna, patrzy na Nudziarza odbiciem w lustrze twarzą nie jego. Widoczne podobieństwa, których nie chce dostrzegać, czy może brak podobieństw, których dostrzegać czuje się zmuszony. I nie zrobi niczego żeby poznać twarz w odbiciu, bo wiedza jest niebezpieczna i bez niej jest łatwiej, chociaż coraz trudniej. Mur porośnięty chwastami, odgradzający od rzeczywistości spełnia dzisiaj rolę nie więzienną, a opiekuńczą, za nim, w świecie, do którego nie prowadzą żadne widoczne drzwi, być może ukryte pod zieloną gęstwiną, czeka świat płynący w odmiennym kierunku, odrealniony, w nadzwyczajnej realności świat, gdzie prawda trzyma się za rękę ze swobodą. I prawdziwszy tamten świat, do którego dążność powinna rodzić się w środku, odległością swoją uspokaja, nie zakłóca porządku wytwarzanego latami. Rewolucyjne zachowania rodzą się w masach, a te nie są jednostkami, i cała masa Ja w jego środku jest uśpiona, niegotowa do zrywu, do czynu rewolucyjnego, chociaż twarz w odbiciu patrzy co dzień głębiej. Ku chwale ojczyzny księże kapelanie.

63. rozdział.

Ona jeździła tramwajami, Nudziarz pociągami, jej w dłonie wżynał się sznurek, którym przewiązane było pudełko owinięte brązowym papierem, jemu wżynała się w łydkę zębatka roweru brudząc mu smarem niebieskie jeansy. Oddaleni od siebie dziesiątkami kilometrów łączeni byli siłą miasta, do którego on dążył, a w którym ona żyła.
I to pędzące miasto widziane z okna tramwaju, i ten pędzący wzdłuż torów tramwajowych rowerzysta z brudną nogawką, który kiedy mógł spoglądał w okna szynowych pojazdów, szukając jej stojącej w tłoku, walczącej by utrzymać paczkę, która swym ciężarem sprawiała jej ból, lawirując między stłoczonymi samochodami gonił to jeden, to drugi tramwaj, naciskając możliwie najmocniej na pedały, chwytając się skrawków ubrania, kształtu figury, koloru włosów, szukając czarnych loków wśród wyprostowanych fryzur. A ona patrzyła przez okno na miasto, które należało do niej, płynęło w jej krwioobiegu, nieświadoma poszukiwań, że gdzieś na ulicach tego miasta, zatłoczonego, będący w gonitwie zdającej się być ucieczką, zaglądał przez każde okno w zasięgu jego wzroku. Skupienie jakim wykazywała się w utrzymaniu pakunku odbierało jej wejrzenie w inne niż własny świat, miasto płynące na zewnątrz, rozkrzyczane, nie docierało do jej uszu, zatem i krzyk Nudziarza, który dojrzał ją w niemożliwym zagęszczeniu był dla niej niedosłyszalny, spojrzenie, którym mogła go dostrzec było niewidzące, oddalone gdzieś, pogrążone w odliczaniu czasu do końca jej podróży, gdzie ucieknie od tłumu, i skąd będzie już niedaleko, gdzie odłoży paczkę i uwolni dłonie od nieznośnego bólu, jaki sprawiał jej wżynający się sznurek. Widział ją, przed nim dwie przecznice w gęstym korku, wiedział gdzie jedzie. Widział razem z nią to miejsce nie raz. Godziny szczytu w wielkim mieście, rowerzysta i ryczące maszyny, zapach spalin, i wir powietrza, w oczach kurz zamykający powieki. Nudziarz nie miał wyboru, musiał przeciskać się między wściekłymi kierowcami, którzy kląc na czym świat stoi nie ułatwiali mu dogonienia przeznaczenia. Widok jaki rysował się w pościgu przykuwał wzrok wszystkich wokół, widzieli go kierowcy, widzieli przechodnie, wszystkich ich lawirujący między samochodami rowerzysta, w godzinach największego porannego szczytu, w mieście nieprzyjaznym nikomu zachwycał swą zuchwałością. Znalazł się banita, który łamał schemat wielkomiejskiej codzienności. Widzieli to wszyscy tylko nie ona, nie mogła go zobaczyć nie przez tłum i niedosłyszeć, nie przez wielkomiejski gwar, coś innego zasłaniało jej widok i odbierało słuch. Wżynający się w jej dłonie sznurek odciągał jej uwagę od prawdziwego bólu, który wżynał się w jej duszę każdego dnia. Pudełko, które niosła z jednego końca miasta na drugi dawało jej ulgę w zbolałym wnętrzu, fizyczne cierpienie skutecznie zostawiało w tyle cierpienie niematerialne. I Nudziarz w tym tłumie dostrzegł to jej nieobecne spojrzenie, zrozumiał je z gwałtownym zatrzymaniem na czerwonym świetle. On będąc poza wszystkimi wokół dostrzegł ten porozumiewawczy bezwład w jej spojrzeniu, znający każdą mądrość zapisaną w księgach tego świata, że w jej świecie nigdy go nie było. Że dzisiejszy rowerzysta, którym jest, jest jednym z setek mijających ją na światłach, czy obserwowanych na krawędzi skrzyżowania. Wpadając na niego na pasach nie rozpoznałaby żadnego szczegółu, odłączona od możliwych bodźców ze świata zewnętrznego.
Wiedziona przeczuciem wysiadła przystanek wcześniej niż miała w zwyczaju, jakby czując, że zbliża się coś mogącego zakłócić trwanie medytacji. I szła pomimo bólu, mijając ludzi zagonionych w codzienności, nie odpowiadając na zaczepne spojrzenia wygłodniałych mężczyzn, ani na zawistne zaczepki szarych kobiet. Szła przed siebie patrząc przed siebie, spoglądając w przyszłość, zostawiając za sobą nie tylko miasto, zostawiając zwłaszcza jego. Odbicia sylwetki w witrynach sklepowych nie przywodziły jej na myśl niczego, a on widział w tych odbiciach ich dwoje trzymających się za ręce, widział jak przejmuje od niej pakunek, i czuł, że to jemu cienki sznurek wżyna się w palce, ona nie. Gdy Nudziarz stał na kolejnym czerwonym świetle czuł, że kolejny raz się mu wymyka, jego postój dla kogoś innego był ruchem, nieprzerwany bieg historii, niezależnie od kierunku, wstecznego czy płynącego naprzód. A on stał w miejscu w czasie gdy świat w zawrotnym tempie to cofał się to parł naprzód, razem z Nudziarzem nieruchome było powietrze przepełnione spalinami, duszący odór, który wywoływał u niego dreszcz adrenaliny, wskazując, że wokół niego tętni wrogi świat, a on jedyny pośród tłumu gapiów zamkniętych w blaszanych puszkach był realny, a oni jakby bezwładnie poruszani, zgnuśniali i znerwicowani, pachnący i przeklinający postęp. Zgodność z Ja wtłoczyła w niego nowy zapał, i już trząsł się na myśl o zbliżającej się zmianie świateł, już czuł na plecach spalinowy oddech, wzrokiem poufałym odnajdywał wypomadowanych faciów, oznajmiając im niemo, że ma nad nimi przewagę, i że to do niego należą ulice tego miasta, i już stanął na pedałach chwytając równowagę, i szukał szczeliny między zawistnikami, którzy z pozycji pozornej wyższości muszą uznać zuchwałego rowerzystę za zwycięzcę miejskiej gry. A ona zniknęła za kolejnym zakrętem, wnikając w labirynt betonowych budynków bez znaków szczególnych, o identycznych kształtach i kolorach, wchodziła do świata bez tożsamości, do anonimowego mrowiska, w którym nikt nie znał nikogo, i to jej odpowiadało. Anonimowość była jej teraz, kiedy wypiera przeszłość potrzebna, a o teraźniejszość zaledwie się ocierała. Żadna starsza pani pytająca o samopoczucie nie jest w stanie wytrącić jej z intymności jaka ją otacza. Skupienie na doniesieniu paczki do domu pomimo bólu utrzymuje jej przytomność na odpowiednim poziomie.
Jeszcze przed chwilą była zatopiona w pięciu rytmach, wchodząc w najgłębsze zakamarki siebie, szukając nirwany, rytmicznie i arytmicznie poruszała się wśród pogrążonych w zbiorowej halucynacji wyznawców new age. 5 rytmów wyłączało ją skutecznie z życia, dawało jej ulgę, pot spływający między jej piersiami nie był w stanie wyrwać jej z medytacyjnego szału, jaki tężał z każdą zmianą tempa. Dryfowała od powolnych leniwych fal, poprzez wzbierające morze, aż do rozrywającego jej ciało sztormu, i krążyła między wszystkimi nimi w ekstazie kołysząc się bezwiednie, odczuwając uderzenie każdego dźwięku. I wraz z nią kołysał się on, wystraszony i czytający ludzi, umiejscowiony z boku obserwator, refleksyjny duch unoszący się nad tłumem owładniętym bezwładem, a ona krążyła coraz bliżej niego, otulając go ruchem powietrza, i oblepiając wilgocią swojego ciała dodawała mu otuchy. I znajdowali siebie w tym stłoczeniu nirwanicznych ciał, wśród wzbierającego rytmu i halucynacyjnego krzyku. Chociaż to się działo, miało miejsce połączenie duchowe, chociaż ujściem było złączenie ciał, z perspektywy obserwowane przyniosło rozłączenie wspólności, która, w co Nudziarz nie wątpił była prawdziwa.
Wraz z rozrzedzającym się ruchem na ulicach stolicy, rozrzedzała się dążność Nudziarza do poznania przyczyny. Wiedział, że chociaż rozdział nie jest dokończony, to czas, jaki upłynął od postawienia pierwszego znaku na pustej stronie do zamknięcia myśli jest zbyt długi i ziemia może się kręcić bez zwieńczenia tych wydarzeń. Wiedziała to też ona, schowana ze swym cierpieniem, lub pogodzona, w swoim świecie, niedopuszczająca do rozerwania papieru i otwarcia pudełka, skrzętnie go pilnując, przenosząc go z miejsca na miejsce, dźwigając samodzielnie niewygodny pakunek, na koniec dnia stawiając go na nocnym stoliku w nikłym świetle lampki nocnej, od którego wszystko się zaczęło.

Ypsylon.

Nudziarz nigdy by nie zgadł, że pomimo wzajemnego się przenikania, światy mogą być tak od siebie odległe. Pomimo wspólnej przestrzeni w skali makro, w skali mikro, zdają się być odległe od siebie o miliony lat świetlnych. Nudziarz nie wiedział nawet jak daleko w rzeczywistości to jest, nie znał pojęcia odległości mierzonej w latach świetlnych, ot wyrażenie, którego używał do określenia czegoś niewiarygodnie odległego. Nieznana mu teoria, bardzo dosadnie, pomimo braku wiedzy przekuła się w codziennym życiu w praktykę.
Niewiarygodne zdawało się, jak można żyć w jednej przestrzeni, będąc tak różnymi osobowościami. Sytuacja pozornie niekonfliktowa, może stać się przeciwną, kiedy odrębne byty, w dwóch różnych światach wpadną na siebie w przestrzeni współdzielonej. Konflikt we wczesnej fazie niedostrzegalny pod osłoną emocji, gdy te zaczną słabnąć zaczyna narastać, odsłaniając różnice kryjące się za fasadą. Naiwnie wierzący w ideał nieistniejących podziałów, czy podziałów istniejących jednak możliwych do pokonania, Nudziarz wchodząc w relację spowodował cofnięcie się oceanu, które swym cofnięciem odkryło dawno niedostrzegalne braki w dnie, kamieniste podłoże i martwe morskie stworzenia. I chociaż legendy przekazywane od pokoleń w jego kręgu kulturowym ostrzegały przed łączeniem się światów, które może doprowadzić do nieprzewidywalnej katastrofy, jak do tej pory było w historii ludów przeciwnych, Nudziarz nie usłuchał legend przekazywanych od zarania dziejów, odczuwając wewnętrzny sprzeciw wobec zastanych norm, konwenansów i mitów, za które uważał ludowe mądrości. Jak się miał jednak przekonać kultury otaczające czcią najstarszych swych przedstawicieli, otaczając ich kultem mądrości, nie czynią tego bez powodu. Idealizm Nudziarza sprzeciwiający się myślom starców zwiódł go tym razem znacznie. W równym stopniu zwiedziony był swoim postępowaniem Nudziarz, co zwiedziona była przedstawicielka świata sąsiedniego.
Tego ostatniego Nudziarz nie był pewny do końca, kiedy przychodziło do wartościowania tego zdarzenia dochodził do wniosku, że zwiedziona bardziej została Ypsylon. Ypsylony z natury bardziej uczuciowe, pokładają w relacjach łączących je z innymi przedstawicielami swojego gatunku, niezależnie, z którego świata się wywodzących, dużo większe nadzieje. Nudziarz na tyle na ile znał siebie, wiedział, że w razie niepowodzenia rana chociaż bolesna nie będzie szarpana. Rachunek zysków i strat, pozwolił mu rzucić kośćmi i z cierpliwością oczekiwać wypadnięcia sprzyjającej mu ilości oczek. Ypsylon natomiast rzucając kośćmi, już w chwili wypuszczania ich z dłoni, gdy te nie dotknęły jeszcze stołu, a wisiały nieruchomo w powietrzu, przeliczała w głowie wygraną. Różnica w podejściu do losu i łączenia światów była aż nadto widoczna już na początku zetknięcia się tych dwóch bytów. Nudziarz jednak nie chciał tego dostrzec, i teraz boleśnie mierzyć się będzie z konsekwencjami swoich wyborów i z poczuciem winy, które pojawiło się wbrew jego racjonalizmowi.
Poczucie winy rosło w Nudziarzu, chociaż nie powinno. Krzywda, którą wyrządził Ypsylon niewątpliwie istniała, to nie podlegało kwestii, jednak była bardziej urojoną niż obiektywną krzywdą. Siła stwierdzenia, że nie można obwiniać kogoś za to, że nie poczuł tkwiła na powierzchni myśli Nudziarza, ale zdarzało się, że zostawała zalana falami wyrzutów sumienia, których jak dobrze sobie zdawał sprawę nie powinien odczuwać. Czemu jednak odczuwał? Nudziarz nie mógł zrozumieć tej części siebie, przecież rozkładając na czynniki pierwsze podjęcie decyzji uważał, że działa w dobrej wierze, że gorszą krzywdę wyrządzałby udając i okłamując.
Widok zranionej Ypsylon będzie stawał przed oczami Nudziarza jeszcze długo. Już dzisiaj wie, że nigdy więcej nie pozwoli dojść do słowa tym uczuciowym istotom z sąsiedniego świata. Ta bolesna lekcja nauczyła go, że wyciąganie tych stworzeń z ich środowiska z założeniem, że przyjmą w części styl plugawego otoczenia jest tyleż egoistyczne, co niesprawiedliwe, niemoralne. Wiedział przecież, że świat Ypsylonów nigdy nie będzie jego światem, a mimo wszystko łudził siebie, a zwłaszcza łudził Ypsylon, że są one do pogodzenia, że to kwestia kompromisowania. Gdy patrzy wstecz widzi, że kompromis nie mógł zostać osiągnięty na żadnym z łączących ich pól, już od pierwszych chwil elementarne różnice, zbyt mocno zarysowane, były nie do pogodzenia. Racjonalizacja decyzji, nie pomaga jednak Nudziarzowi pogodzić się z odgrywaniem roli podłego drania, tak jak nie pomaga Ypsylon pogodzić się z porządkiem rzeczy, który bez jej zdania został jej narzucony. Nudziarz może mieć tylko nadzieję, że Ypsylon wracając do swojego świata, znanemu jej ciepłu i elementom otoczenia, które pragną jej dobra, odżyje, zapominając o epizodzie w plugawym świecie bez emocji.